Gdy nie ma się dzieci, wydaje się człowiekowi, że urlop macierzyński wygląda tak: wstajesz rano, przewiniesz i nakarmisz dziecko, potem dziecko śpi (jak jest malutkie) albo trzeba się z nim pobawić (jak jest ciut większe). Potem znowu karmienie i znowu dziecko śpi. Potem jakiś spacer, pranie i znowu dziecko śpi, ewentualnie trochę się bawi. W czasie tych drzemek jest sporo czasu na pracę przecież! No a po południu wraca z pracy tata dziecka (na ogół) i może się nim zająć przez godzinę czy dwie, jak już odpocznie po robocie. Toż to kolejne godziny na pracę!